niedziela, 29 września 2013

I Was Here


Demi POV



          Chcę odcisnąć ślady moich stóp na piaskach czasów. Wiedzieć, że było tam coś takiego, co zostawiłam za sobą. Kiedy opuszczę ten świat, nie pozostawię żalu. Zostawię coś wartego zapamiętania, więc oni nie zapomną. 

          Słowa tej piosenki uderzały we wszystkich niczym piorun. Łzy leciały, cichy szloch co chwilę odnawiał się, nasilając przez echo sali. Sama ocierałam jedną, próbując pozostawić mój makijaż w całości.

          Byłam tutaj. Żyłam, kochałam. Zrobiłam, skończyłam, wszystko co chciałam. I to było więcej niż myślałam, że może być. Zostawię mój znak, więc wszyscy będą wiedzieć. Byłam tutaj.*

          Akustyka pomieszczania wzmagała potężny wokal Beyonce, którego zazdrościł jej prawie każdy. Byłam przekonana, że we mnie też czai się moc - Ale żadna nie dorówna jej mocy. Była ikoną wielu kobiet i myślę, że głównie dlatego iż była jedną z nich - Dumną, niezwyciężoną, można pomyśleć feministką. Dzisiaj pełniła główną rolę w corocznym, humanitarnym dniu Stanów Zjednoczonych. Czułam się zaszczycona, że byłam porównywalna do jej osiągnięć. Obok mnie siedzieli moi przyjaciele, wspierający mnie podczas wcześniejszego występu - mojego występu - który został nagrodzony salwą braw.
          Na świecie potrzebujemy aniołów. Silniejszych czy słabszych, ale potrzebujemy. Człowiek, pomagający drugiej osobie jest aniołem. Mocniejsi są stróżami kruchych. W dzisiejszych czasach dzieje się wiele zła ale poprzez człowieczeństwo, które jest w każdym z nas jeszcze istniejemy. Szerzymy pomoc, a naszą największą nagrodą jest uśmiech drugiego człowieka. Cudowne doświadczenie.
          Ostatnie już brawa, rozbrzmiewające się podczas dzisiejszego dnia. Uśmiechy i łzy, sygnalizujące szczęście innych. Ukłon prezydenta, z dumą patrzącego na obywateli. Czułam się dumna. Każdy mieszkaniec USA, który chociażby nacisnął przycisk w windzie drugiej osobie został dziś wyróżniony. To jest właśnie cudowne. Oddanie, w zamian za uśmiech.
          Spojrzenie mojej matki dodało mi niezwykłego poczucia dumy. Uśmiech trójki moich przyjaciół, których dzisiaj zabrałam wywołał u mnie podobne uczucie. Zamknęłam wszystkich w grupowym, niedźwiedzim uścisku. Fakt, że na twarzy Justin'a zauważyłam łzę był niezwykły. Na co dzień nieugięty, dziś potulny jak baranek.
          -Gratuluję. - Jego głos wywołał u mnie krótką, gęsią skórkę. Nie wiedział o mnie zbyt wiele, aczkolwiek był wielkim wsparciem. Przytuliłam go po raz drugi, kołysząc lekko to w prawo, to w lewo. Czasami zastanawiałam się, czy otwarcie się względem niego nie byłoby dobrym krokiem w moim życiu. Jest cudownym przyjacielem, a ja cały czas go od siebie odpycham. Powinnam przestać odpychać wszelkich mężczyzn.
          -Za rok wystąpisz tam ty. - Puściłam mu oczko, szczerze się uśmiechając. Ten tylko wzruszył ramionami, odpowiadając.
          -Jestem Kanadyjczykiem. - Zachichotałam, spoglądając w górę. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, na co brunet ją otarł. - Jesteś zbyt piękna, by płakać. - Pięć słów, powodujących u mnie ciepło w brzuchu. To jest niesamowite, jak druga osoba może na ciebie działać.
          Opuszczając budynek pożegnałam się z każdym, aż wreszcie ujrzałam ostatni blask dzisiejszego słońca. Materiał mojej białej sukni falował na wietrze, powodując u mnie gęsią skórkę. Nie było przesadnie ciepło, ale ja chciałam wyglądać dzisiaj szczególnie inaczej nawet, jeśli oznaczałoby to chorobę.
          -Demetria... - Jedyną osobą, która wciąż nazywała mnie pełnym imieniem była moja mama. Odwróciłam się w jej stronę, unosząc kąciki ust do góry. - Mam samolot za 3 godziny, czas na mnie. - Ucałowała mnie w policzek, z troską w oczach odgarniając kosmyk moich włosów za ucho.
          -Mogę panią odwieźć. - Zaoferował się Justin, podrzucając kluczykami w powietrzu. On jest niemożliwy.
          -Moja taksówka właśnie przyjechała. - Zaśmiała się, wskazując na żółty pojazd po naszej prawej. - Aczkolwiek dziękuję za ofertę pomocy. - Bieber wzruszył ramionami, z uśmiechem chowając kluczyki do tylnej kieszeni. Czy to jest normalne, że on wszystko trzyma w tylnej kieszeni? Portfel, kluczyki... Jedyne co trzyma z przodu to telefon ale myślę, że on mu się po prostu już tam nie mieścił. - Miłych urodzin jutro. - Dopowiedziała, wsiadając do taksówki. Popatrzyłam na Miley i Justin'a, którzy jedynie szczerzyli się wzajemnie do siebie. Przekręciłam oczami, bo moje jutrzejsze przyjęcie miało być niespodzianką.
          -Gdzie jest Selena? - Spytałam, odszukując jej w otoczeniu. Z miarą czasu oddalałyśmy się od siebie, ale starałam się ją zostawić obok. Niegdyś kręciła z Jus'em, ale to się szybciej skończyło niż zaczęło. Nawet nie byli razem. Woleli pozostać przy przyjaźni bo byli przekonani, że związek by to wszystko zniszczył.
          -Tutaj. - Serdeczny głos przyjaciółki rozbrzmiał się w otoczeniu, gdy stukała coś w telefonie. Czyżby Austin? Wydało mi się głupim pomysłem, że mogliby odnaleźć idealny język, ale chyba się myliłam. Pomimo różnicy wieku, ta dwójka była dla siebie stworzona. Byli naprawdę blisko, a ja cieszyłam się jej szczęściem. To był uroczy i porządny chłopak.
          -Zaproś go na moje jutrzejsze przyjęcie, o którym nic nawet nie wiem. - Mrugnęłam do niej, na co reszta prychnęła. - Przecież to było oczywiste, że domyślę się o waszym mega tajemnym przyjęciu dla mnie. - Stwierdziłam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Na twarzy Sel zagościł rumieniec, więc trafiłam w dziesiątkę. Będą parą. Uśmiechnęłam się dumnie, przerzucając spojrzenie na tamtą dwójkę. - Podawanie mojego numeru kobiecie od tortów nie było dobrym ruchem. - Zarzuciłam swoimi włosami, układając rękę na ramieniu Gomez. Wydęłyśmy usta jak te bogate panienki z hiszpańskich seriali, kiwając głowami.
          -To była wina Miley. - Mruknął Justin, wydymając dolną wargę.
          -Akurat, Bieber. - Droczyła się z nim, naśladując jego minę. Zachichotałam cicho, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
          -Dobra, koniec tego. - Wtrąciła Selena, zniesmaczona ciągłymi humorami tej dwójki. - Dems ma jutro urodziny, a wy nie potraficie się nawet zachować. - Dodała, opierając cały ciężar ciała na prawym biodrze i krzyżując ramiona. Dems? - Rozumiemy się? - Spiorunowała ich wzrokiem, na co ledwo powstrzymałam chęć zaśmiania się. Była dobrą aktorką, ale ta mina w jej wykonaniu zawsze mnie śmieszyła.
          -Od kiedy jesteś taką niegrzeczną dziewczynką? - Spytała Miley, upijając łyk wody z butelki. - Lubię cię, mała! - Przybiły piątkę, a ja patrzyłam na wszystko z przymrużeniem oka. Śmiały się w niebo-głosy, widząc moją zdziwioną minę.
         -Nie znamy ich, prawda? - Nutka pewności pojawiła się w głosie Justin'a, kiedy objął mnie ramieniem. Ciepło, bijące od jego rozgrzanej piersi było nie do opisania, a miał na sobie jedynie marynarkę. - Przygotuj się na fantastyczne urodziny. - Wyszeptał mi do ucha, całując czubek mojej głowy. Byłam od niego niższa, o ponad 10 centymetrów. Fakt, że szpilki do mojej dzisiejszej sukienki wyglądałyby jak kalosze i suknia ślubna skłonił mnie, żeby założyć sandały. Nikt ich nie widział, a ja zyskałam dobrą stabilizację chodu.
          -Obiecujesz? - Spytałam cicho, bawiąc się końcem marynarki Justin'a. Ulokowałam spojrzenie w jego orzechowych tęczówkach, uśmiechając się lekko.
          -Obiecuję. - Kąciki jego ust uniosły się do góry, a z oczu aż biło szczęście. W tym momencie jego obietnica wydawała się wystarczająca ale, o ironio, to co później się wydarzyło było chyba jednym, z moich najgorszych przeżyć.



- - - - -

* Beyonce - I Was Here

     Rozdział jest krótszy niż te, które będą publikowane w przyszłości.
Jest to głównie takie wprowadzenie do sytuacji.
     Czytasz? Skomentuj!
To jest najlepsza motywacja, chociażby jedno słowo.
     Szablon wykonany przez @jdbveronica
Bijemy dla Ciebie brawa, kochana.
Szablon jest idealny.
Dziękuję 

2 komentarze:

  1. Wow!!! ,cudowne ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. więcej proszę <3 świetnie się zaczyna, oby tak dalej *-*

    OdpowiedzUsuń